Skip to main content

W dniach 18-19 kwietnia 2015 roku miałem przyjemność uczestniczyć w kolejnej już, drugiej edycji konferencji Elementarz Projektanta w Poznaniu. Imprezę coraz głośniej określa się mianem największego i najważniejszego wydarzenia skupiającego środowisko projektantów graficznych wszelkiej maści. Jak więc wypadła tegoroczna edycja?

 

Na początek warto przybliżyć czym właściwie jest Elementarz Projektanta. Inicjatywa Olgi Rafalskiej i Pauliny Kacprzak, dwóch studentek projektowania graficznego Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, była ich pracą licencjacką i przede wszystkim przybliżać miała niuanse przedsiębiorczości projektanta i praktyczne aspekty jego pracy. Zeszłoroczna, dwudniowa konferencja zebrała w sumie ponad czterystu uczestników, a wśród prelegentów znaleźli się m.in. Mamastudio, Tequila Polska, Daniel Mizieliński, Super Super Studio czy bardzo popularny w blogosferze i nie tylko Jacek Kłosiński, współtwórca Engramu. Elementarz Projektanta okazał się olbrzymim sukcesem, nic więc dziwnego, że w tym roku bilety rozeszły się w liczbie tysiąca pięciuset sztuk.

MIEJSCE:

Głównym motywem przewodnim wydarzenia miały być zagadnienia związane z zakładaniem i prowadzeniem działalności gospodarczej, kontaktem i negocjacjami z klientem oraz tematy zarządzania swoim czasem i usprawnieniem efektywności własnej pracy.
Już na wstępie było widać, że organizacyjnie konferencja wskoczyła na wyższy poziom. Mimo, iż podobały mi się wnętrza Concordii Center to jednak nie da się ukryć, że teren Międzynarodowych Targów Poznańskich jest idealnie przystosowany na przyjęcie takiej liczby uczestników. Hala w której odbywał się Elementarz Projektanta podzielona została na dwie części – na pierwszej znaleźć można było stoiska Papierowego Dizajnu, Bookarestu (z całą masą świetnych książek i albumów poświęconych szeroko pojętym zagadnieniom projektowania graficznego), Eduweb.pl, mini-shop łódzkiego „Pan Tu Nie Stał” (gdzie dostać można było m.in. przygotowany specjalnie na tę okazję t-shirt) czy w moim odczuciu genialny fotomat, którym udało się nam cyknąć kilka pamiątkowych, szalonych fotek. Oprócz tego w tej strefie można było także kupić lunch czy wypić gorącą kawę. Część konferencyjna była klimatyzowana, bardo dobrze nagłośniona a miejsca siedzące rozstawione zostały na dużej szerokości, dzięki czemu osoby siedzące nawet w ostatnich rzędach nie mogły narzekać na gorszą widoczność zwłaszcza, że oprócz głównego telebimu po bokach sali znajdowały się jeszcze dwa dodatkowe. W tym miejscu warto również dodać, że na wspomnianych telebimach, oprócz prezentacji przygotowanych przez prelegentów, transmitowany był stale odświeżany stream z mediów społecznościowych – przede wszystkim zdjęcia z instagrama oznaczone tagiem #elementarzprojektanta i #ep2105, a także podobnie otagowane twitterowe wpisy. Inwencja twórcza uczestników nie zawiodła i wkrótce na ekranach obserwować można było reklamy własnych portfolio czy oferty sprzedaży samochodów.

PRELEKCJE:

Przejdźmy jednak do samych wykładów. W tym roku uczestnicy mogli posłuchać prelekcji Mamastudio (ponownie), Studia Otwartego, Jacka Kłosińskiego (również po raz drugi), Uli i Filipa z Syfon Studio, ilustratora Jana Kallwejta, typografa Adama Twardocha, Marcina Olkowicza, Chrisa Kwacza, Pawła Walentynowicza, Agnieszki Cegły i Karoliny Szalewskiej, reprezentującej poznański Urząd Miasta. W moim odczuciu najlepiej wypadły wystąpienia chłopaków z Mamastudio i krakowskiego Studia Otwartego – kilkanaście lat obecności na rynku robi swoje i w obu przypadkach mieliśmy do czynienia z czystym profesjonalizmem i olbrzymią wiedzą, których niestety zabrakło chociażby w wykładzie młodego Syfon Studio – to zdecydowanie najsłabsza pod względem merytorycznym prelekcja konferencji, będąca zlepkiem luźno rzuconych informacji, do tego przedstawiona zupełnie bez polotu. Jak przekazać multum cennych informacji, a do tego całość utrzymać w ryzach harmonii pokazała Pani Szalewska, która z ramienia Urzędu Miasta przedstawiła formalne zasady i kruczki związane z założeniem własnej działalności gospodarczej. Konkretnie było także w przypadku Jana Kallwejta, który jako jedyny prelegent pokusił się o przedstawienie widełek cenowych wykonania ilustracji na potrzeby magazynów i projektów reklamowych dla różnych klientów, a także przedstawił przykładowy stosunek swoich zarobków w zależności od miesiąca pracy. Mimo, iż marny z niego krasomówca (sprawiał wrażenie, jakby na scenie był za karę),to jednak zdecydowanie jego prezentację należy zaliczyć do tych najkonkretniejszych. Z Janem miałem także okazję porozmawiać na konsultacjach bezpośrednio po jego wykładzie. Z tego też względu przegapiłem prezentację Chrisa Kwacza, poświęconą grzechom głównym selfbrandingu w social media, przez wielu uznaną za jedną z najlepszych na tegorocznej konferencji. Cóż, będę musiał poczekać na zapis video. Wypada wspomnieć mi jeszcze o prelekcji Jacka Kłosińskiego, która niestety moim zdaniem wypadła zdecydowanie słabiej niż zeszłoroczne wystąpienie pt. „Wszyscy Jesteśmy Beatlesami”. Rozczarowaniem było wystąpienie Pawła Walentynowicza poświęcone konstrukcji umowy o dzieło, którego cwaniakowaty styl nie przypadł mi do gustu. Chybiony był również wykład Marcina Olkowicza, który sam w sobie mógł się podobać, jednak w moim odczuciu lepiej by się sprawdził na wydarzeniu typowo marketingowym lub coachingowym. Dwudniową konferencję zamykała prelekcja Adama Twardocha, który okazał się istnym geekiem w kwestii fontów – to zdecydowanie zabawne i zarazem ciekawe doświadczenie móc wkroczyć w świat takiej postaci.

WRAŻENIA:

Podsumowując część merytoryczną muszę stwierdzić, że zeszłoroczna edycja Elementarza Projektanta wypadła pod tym względem zdecydowanie lepiej. Odnoszę wrażenie, że było przede wszystkim dużo konkretniej i bardziej motywująco – oprócz fundamentalnych kwestii sposobów prezentacji portfolio i własnych projektów (których o dziwo wciąż nie zna wielu projektantów), jakże istotnych dzisiaj reguł tworzenia własnej marki (przede wszystkim w mediach społecznościowych) mogliśmy zapoznać się z case study konkretnych, wdrożonych projektów czy dowiedzieć się na praktycznych przykładach o najważniejszych błędach przygotowania do druku czy zasadach współpracy z podwykonawcami. W tym roku zabrakło mi właśnie tej dozy inspiracji, konkretów i prezentacji ciekawych projektów, które przecież są najlepszą motywacją do samorozwoju i pracy nad własnymi umiejętnościami. Wspomniane już wystąpienia Mamastudio czy Studia Otwartego, owszem – być może najlepsze spośród tegorocznych, były tak naprawdę jedynie zbiorem luźnych przemyśleń i uwag, które dla mnie osobiście w zasadzie nie okazały się niczym odkrywczym. Domyślam się, że to efekt odgórnie narzuconej głównej tematyki konferencji, zabrakło mi jednak tej różnorodności obecnej rok wcześniej. Pamiętam jak na zeszłorocznym afterpatry w rozmowie z Jackiem Kłosińskim wspominałem, że najchętniej chciałbym, aby kolejny „Elementarz” zrobił krok w przód i nie skupiał się już w takim stopniu na podstawach samego zawodu, a być może poruszył tematy bliższe doświadczonym projektantom. Poniekąd tak się stało, bo kwestie kontaktu z klientem dotyczą przecież wszystkich, bez względu na wiek i doświadczenie, mam jednak wrażenie, że merytoryka spłycona została ewidentnie do poziomu studenckiego. Czar goryczy przelewały także pytania uczestników po każdym wykładzie padające z głębi sali (lub na konsultacjach indywidualnych) – „Jak zdobyć kluczowych klientów?”, „Szukam własnej drogi, czy może nią być concept art?” i tego typu kwiatki – naprawdę uważam, że każdy powinien umieć odpowiedzieć sobie na nie sam, a nie zadawać je na forum uczestników. Czekam więc na kolejną pokonferencyjną ankietę z nadzieją, że znajdzie się więcej osób z podobnymi odczuciami, a Elementarz Projektanta 2016 naprawi błędy poprzednika.

Na zakończenie trzeba jednak podkreślić jak ważne jest, aby tego typu wydarzenia były u nas organizowane coraz częściej. Uczelnie Wyższe niestety marginalizują wiedzę praktyczną, a podnoszenie świadomości młodych projektantów będzie miało niezwykle pozytywny wpływ na całą branżę kreatywną. Być może unikniemy przysłowiowych „logotypów za 150 zł”, a kontakt z klientem cechować będzie profesjonalizm obu zaangażowanych stron (mam nadzieję pozwoli też uniknąć wielu projektantom zadufania i przeświadczenia o swojej wyższości, co w moim odczuciu jest naprawdę olbrzymim problemem trawiącym środowisko kreatywne od środka, ale to zdecydowanie temat na inny wpis). Ja tymczasem wróciłem z Poznania wprawdzie nieco zawiedziony (ewidentnie nie byłem targetem organizatorów, ale nie powinienem się dziwić – w końcu to „elementarz”), jednak mimo wszystko naładowany pozytywną energią, dzięki czemu w ostatecznym rozrachunku wyjazd mogę zaliczyć do udanych. Do zobaczenia za rok!

 

P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, robione były tosterem.

Join the discussion One Comment

  • Marta pisze:

    hej
    Dzięki za podrzucenie linka, chętnie przeczytałam Twoją relację. To dosyć zabawne, że tak zupełnie inaczej odebraliśmy te wykłady. Ty wychwalasz Mamastudio, dla mnie to był najsłabszy wykład. Momentami miałam wrażenie, że chłopaki stoją trochę jak za karę tam, dla mnie za mało było energii na scenie, no i miałam wrażenie, że porządnie się pogubili w tym co mówią. Na szczęście jakoś dotrwali do końca.
    No cóż, wynika z tego, że chyba jesteśmy zupełnie innym targetem – ja jestem jeszcze studentką, która będzie wchodzić dopiero na rynek, Ty z tego co widzę, zajmujesz się już tym na co dzień.

Leave a Reply to Marta Cancel Reply